sobota, 19 września 2015

Zmieniamy się dla siebie czy widziały gały co brały

Któż z nas nie chce być kochany, lubiany. Chcemy, aby inni nas akceptowali. Zaczynamy się do nich dostosowywać, żeby tylko nas nie odrzucili. Wmawiamy sobie, że musimy się zmienić, bo nasze poglądy, styl ubierania się, muzyka, którą słuchamy mogą nie podobać się innym. Tylko za jaką cenę? Ile w nas zostaje nas samych? Jednak czy bycie sobą oznacza  niedokonywanie jakichkolwiek zmian?

 

 



"Przecież ja się nie wybielałem, przecież widziałaś jaki jestem". Można widzieć, ale można nie rozumieć co się widzi. Można być zaślepionym i zmanipulowanym podejściem  pod tytułem zaakceptuj_mnie_takiego _jakim_jestem. Przymykamy więc oczy nawet nie na pewne upodobania, drobiazgi, niedoskonałości, które są w drugim człowieku, choć to właśnie je powinniśmy akceptować. Przymykamy niestety oczy na podejście do nas, zachowania, które nas krzywdzą. "No ja po prostu taka jestem. Jeżeli tego nie akceptujesz to mnie nie kochasz". No tak, przecież mówił, że nie lubi sprzątać. No to przecież i chora zwlekę się z łóżka i ogarnę mieszkanie, a przy okazji zrobię śniadanie, obiad, kolację. Przecież ona tak ma, mówi prosto z mostu co myśli, a że robi to w taki sposób, że jest mi przykro, to nic, ona taka po prostu jest. Mój facet flirtuje z innymi kobietami przez internet. Nie, no przecież on już tak ma, robił to zawsze, zanim się spotkaliśmy, ale przecież on się z nimi nie spotyka, nie zdradza mnie. No tak, nie mam prawa się czepiać.
No i właśnie w ten sposób podejście, jak najbardziej słuszne, do akceptacji naszych niedoskonałości, kochania nie za coś, a pomimo czegoś, zostało totalnie wypaczone.


Dlaczego nie zrobimy choćby jednego kroku w stronę drugiej osoby, z którą się przyjaźnimy, kochamy? Dlaczego przyświeca nam myśl "po co się starać, przecież ona i tak nas kocha"? Dlaczego nie chcemy podjąć wysiłku i pokazać drugiej osobie, że nam na niej zależy? Dlaczego na litość boską nie ustąpimy na krok? Dlaczego nie chcemy ulepszać naszych związków, przyjaźni, relacji rodzinnych? Tylko dlatego, że tak wygodnie? "Tak, zaakceptuj mnie takiego jakim jestem, ja nic nie muszę". Czy siedzi w nas przekonanie, że jeżeli coś zmienimy w naszym zachowaniu, to okażemy się stroną słabszą, że ktoś będzie miał nad nami przewagę?

Wiem, dużo pytań na które nie znam odpowiedzi. Może Wy znacie?
To ta wygoda? Lenistwo? "Mądre" rady wyczytane w internecie?

Tu nie chodzi o to, żeby udawać kogoś, kimś się nie jest. Bądźmy sobą, brońmy nas samych, naszych przekonań, naszego pomysłu na życie. Mamy do tego święte prawo. Ale jeżeli nasze zachowanie, to co robimy, krzywdzi innych, sprawia innym przykrość, wprowadza ich w poczucie winy, upokorzenia.... to już zupełnie inna bajka.

Tu nie chodzi o to, żeby zmieniać się dla kogoś. Jeżeli naszą motywacją będzie chęć zrobienia to tylko i wyłącznie dla kogoś innego to zrzucamy z siebie odpowiedzialność. Odpowiedzialność za swoje decyzje, za to co robię, za swoje chęci, motywację. "Robię to tylko dla niej". A jak jej już zabraknie? To co, wracasz do tego co było? Zmieniamy się dla siebie samego. Zmiana to nasz rozwój, lepsze JA. Jeżeli nie będziemy udawać, jeżeli czujemy w nas samych akceptację tych zmian to będzie ona trwała. Będzie szczerze i autentycznie wobec siebie i wobec innych.


Za nasze bycie sobą... szczerze i z szacunkiem :-)


Ps. Bliska mi osoba podjęła ten wysiłek, chce się postarać dla osoby, którą kocha, chce coś zmienić. Ode mnie wielki szacunek! Wiem, że nie robi tego TYLKO dla siebie, nie robi tego TYLKO dla niej, robi to dla NICH wspólnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz