sobota, 16 stycznia 2016

Talent i uważność, czyli parę słów o flecie, różnorodności i byciu tu i teraz.


Czy jeżeli nie mam jakiś wybitnych zdolności to znaczy, że jestem przeciętna? Jeżeli nie mam talentu do fotografowania, jak nagrodzeni w World Press Photo albo National Geographic, to nie ma sensu, żebym brała aparat fotograficzny do ręki? A może jednak liczy się to, żeby robić to co się kocha, co nas interesuje, rozwijać swoje umiejętności bez zbędnego porównywania się do tych, którzy osiągnęli szczyty. Jeżeli robię to co uwielbiam, pasjonuję się tym, to już mam w sobie talent... co z niego będzie, to już zależy od nas.


Kiedy ostatnio moja córka zmagała się z zaliczaniem melodii na flecie na lekcję muzyki, ja zmagałam się z myślami, kto taki bardzo mądry wymyślił ten flet w szkole, po co dzieciaki się tak męczą???  Czy jest w tym jakikolwiek, choć malutki, sens? Dlaczego ocenia się takie zdolności jak muzykalność, choć wiadomo, że nie każdy ma do tego talent? Czy w ogóle powiniśmy oceniać człowieka według tego czy ma talent czy go nie ma?

Sama dla siebie zaskoczona doszłam do wniosku, że to może nie do końca zły pomysł z tą grą na instrumencie  w szkole. Ćwiczenia pewno nie nauczą muzykalności, ale na pewno uczą cierpliwości, wytrwałości, stawiania sobie celu. Uczą nie poddawania się, uczą, że najpierw popełnia się całkiem sporo błędów, zanim się czegoś nauczymy. Z niesamowitym uznaniem patrzyłam na Dominikę, która powtarzała "nie poddam się, będę próbować dalej" jak ten wcale niełatwy instrument nie chciał dać się okiełznać :-) I o to chodzi!



Tylko dlaczego w tym wszystkim zabija się różnorodność? Dlaczego zmusza się dzieci do uczenia się gry na tym jednym jedynym słusznym instrumencie? Raz, to najlepszy sposób do zniechęcenia dzieci (podobnie było z językiem rosyjskim). Po drugie, różnorodność jest przecież niezmiernie ciekawa. Pobudza wyobraźnię, kreatywność. Różnorodność to też akceptacja inności, akceptacja tego, że możemy mieć różne zainteresowania, coś innego lubić, czymś innym się pasjonować. I to wszystko jest dobre. To, że robię coś innego niż paczka moich przyjaciół nie oznacza, że jestem dziwna!
Ja wiem, ze flet jest tani, nie każdego stać na kupno gitary, skrzypiec, a tym bardziej fortepianu, i to jest podejrzewam główna przyczyna umieszczenia go w podstawie programowej. Marny argument jak dla mnie.

Czy naprawdę nie można inaczej?
Oczywiście, że można!
Można przede wszystkim dać wybór. Są dzieciaki, które mają gitarę i poza szkołą chodzą na lekcje do domu kultury. Mogliby wtedy pokazać swoim kolegom i koleżankom swoją pasję, to co kochają robić, coś na co poświęcają swój wolny czas. To naprawdę bezcenne doświadczenie, cenniejsze niż nieustanna paplanina rodziców i nauczycieli.
Pewno niektóre mają i pianina. Wiem, nie zabiorą go pod pachę i nie przyniosą do szkoły, ale od czego jest smartfon z opcją nagrywania filmów? Dzieciaki uwielbiają to robić. A może nagrywając film o koledze, który z wielką radością i wytrwałością ćwiczy kolejne nuty, urodzi się talent na miarę Janusza Kamińskiego, ktoś odkryje, że kręcenie filmów sprawia mu niesamowitą frajdę i już będzie wiedział co chce robić w życiu.
Można?
Oczywiście, że można.
I z jaką przyjemnością dzieciak brałby instrument do ręki i zapamiętale ćwiczył wiedząc, że to on wybrał, to on podjął decyzję.
Takie podejście uczy dzieci odpowiedzialności za zobowiązania. Dostałeś możliwość podjęcia decyzji, wybierasz, podejmujesz wyzwanie. Teraz to od Ciebie zależy co z tym zrobisz.

A jak tak w szkole się dzieje to nie dziwmy się, że i w życiu dorosłym dajemy się wcisnąć w takie klocki. Na własne życzenie. Tylko zamiast podstawy programowej mamy: modę, "co ludzie powiedzą", "bo tak wypada". To te stwory dyktują nam co jest naszą "pasją", czym mamy się zajmować, jakie studia skończyć, w jakim zawodzie pracować. Idziemy utartymi ścieżkami. Czytamy listę najpopularnieszych zawodów, plus najlepiej płatnych, i już mamy pomysł kim chcemy być, albo czynią to za nas nasi rodzice planując z 20-letnim wyprzedzeniem naszą karierę zawodową.
I jeżeli nie przyjdzie moment zatrzymania się, zastanowienia się, to w takim kieracie tkwimy latami, w pracy, której nie lubimy, w związku z kimś kto nas nie szanuje, zajmujemy się czymś, bo się nam wydaje, ze przez to będziemy podziwiani.

Czy nie ma wyjścia?
Oczywiście jest!
Zacznij obserwować siebie. Jeżeli
- stale się czymś martwisz,
- nie przestajesz myśleć o problemach,
- unikasz różnych sytuacji, bo wydaje Ci, że  nie dasz rady,
- jeżeli martwisz się jak jesteś oceniana,
- masz poczucie braku kontroli nad swoim życiem,
- czujesz, że nie możesz ruszyć z miejsca,
- jeżeli masz problemy ze snem, ze zdrowiem...
 zacznij być uważnym, zacznij ćwiczyć uważność.

Źródło: https://softskills4lawyers.wordpress.com
"Życie jest jak aparat fotograficzny, skup się tylko na tym, co ważne, uchwyć dobre momenty, ucz się na błędach, a jeśli coś nie wyjdzie, po prostu zrób kolejne zdjęcie" (tłumaczenie własne)

Obserwuj rzeczy takimi jakimi są, bez oceniania, porównywania, bez nakładania schematów, własnych projekcji. Pozostań zaangażowany, ciekawy, ale nie tym co wydarzy się, może się wydarzyć w przyszłości, ale tym co się dzieje tu i teraz. 
Praktykowaniem mindfulness, czyli właśnie uważności, dasz sobie czas na to, żeby zobaczyć siebie prawdziwego, swoje myśli, przekonania, emocje. Nie musisz walczyć ze sobą, ze swoją przeszłością, z tym czego się boisz. Uważność pomoże Ci sobie z tym radzić, bo paradoksalnie otwiera Cię na to co Cię boli, ale po to właśnie, żeby stał się on mniejszy. Dr Chris Walsh porównuje umiejętność uważności do „obserwowania strumienia świadomości, a nie pływania w nim i bycia miotanym przez jej wiry i strumienie" (Źródło: http://www.mindinstitute.com.pl)

A że uważność to fascynujący temat to jeszcze będzie o niej....





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz